sobota, 6 kwietnia 2013

Ratownik

marzec 1975

Ratownik

Mój kot znów nasrał do szafy Maćka. Będzie awantura, ale dobrze mu tak. To kara za to, że poprzedniego dnia wydał mnie przed mamą ( zamiast posprzątać  w pokoju wepchnęłam wszystko pod łóżko)  I za to, ze nie cierpi kotów...


Zima w końcu dała za wygraną. Na zboczach gór pojawiły się pierwsze oznaki wiosny- spod warstwy śniegu gdzieniegdzie wychodziły małe zielone poletka trawy. Mróz ustąpił na dobre.
Rzeczka, obok której stał nasz dom odkryła znów spod lodu  lustro wody. Jak zwykle poszliśmy z Tomkiem (sąsiadem, moim rówieśnikiem) po Maćka do szkoły...Ten mój brat to miał fajnie. Miał już sześć lat i mógł się uczyć. My, o rok młodsze gamonie mogliśmy jedynie postać pod szkołą...
Maciek miał dziś rewelacyjny humor. Rozmawiali dziś w szkole o wiośnie i  pani  go pochwaliła. Szliśmy więc w ten pogodny marcowy dzień podskakując i śpiewając. Przed strumykiem braciszek zatrzymał się.
-         Słuchajcie, jest wiosna. Trawa wyszła spod śniegu, pojawiają się pierwsze kwiaty. Czas się kąpać.
Spojrzeliśmy na rzekę. Widać w niej było małe rybki. Skoro one się kąpią, to może faktycznie my też możemy?
Powoli zdejmowaliśmy z Tomkiem czapki, kurtki i rękawiczki. W tym czasie Maciek gdzieś się ulotnił. Gdy staliśmy już na brzegu w samych majtkach, ponownie zjawił się  inicjator przedsięwzięcia. W dalszym ciągu był w ubraniu a w ręku trzymał  długą deskę i kijek.
-         kąpcie się. Ja raz przepłynę na desce na drugi brzeg rzeki a potem też wchodzę.
 Wejście do lodowatego bieszczadzkiego strumyka  o tej porze roku nie było proste. Tuż po zanurzeniu stóp straciliśmy w nich czucie. Jednak wiosna zobowiązuje – krok po kroczku udało nam się zanurzyć do pasa. Nie mieliśmy jednak ochoty pluskać się – czekaliśmy wiec na Maćka  trzęsąc się jak galarety. Ten jednak przypłynął do naszego brzegu i oznajmił, jeszcze tylko raz przepłynie (potem jeszcze raz) i już wchodzi...Na koniec  oświadczył, że będzie ratownikiem. No cóż, kąpaliśmy się zatem (a raczej dalej staliśmy w wodzie) tylko  we dwoje, ale za to z odpowiednią ochroną.....
Na taką scenę trafiła  mama, która właśnie wracała z pracy. Dwóch smarkaczy kąpiących się w zimowe popołudnie w rzeczce i mądry, starszy brat, który nie chciał dopuścić, żebyśmy się potopili. My dostaliśmy lanie pasem i zakaz wychodzenia z domu na tydzień. Maciek za dzielną postawę dostał nagrodę...

Nie rozumiem, dlaczego Maciek nie lubi kotów – ma z nimi tyle wspólnego - tak jaki  one zawsze spada na cztery łapy....

1 komentarz:

  1. Kiedyś rodzice byli jacyś dziwni ;))) Swoją drogą opinia zawsze ciągnie się za człowiekiem, ile to ja nie nabroiłam, tylko mama wiedziała, co ze mnie za ziółko, reszta świata wybaczała mi wszystko albo szukała okoliczności łagodzących ;)

    OdpowiedzUsuń